Ruch Światło-Życie Archidiecezji Gnieźnieńskiej

Umacniać polskie rodziny

Z księdzem Tomaszem Krawczykiem, moderatorem diecezjalnym Domowego Kościoła w archidiecezji gnieźnieńskiej rozmawia Jacek Skowroński.

Pierwsze moje pytanie dotyczy Ruchu Światło-Życie w księdza życiu. Skąd taki pomysł, jak to się zaczęło?

To są pewnie takie odwieczne pytania, które się księdzu stawia, szczególnie temu, który się opiekuje Domowym Kościołem. Nie dziwię się, bo trudno służyć małżeństwom z Domowego Kościoła, jeśli się nie jest członkiem Ruchu Światło-Życie.

Moja historia sięga dość daleko, do mojej młodości, szkoły średniej, kiedy rozpoczęło się wszystko od duszpasterza młodzieży w mojej rodzinnej parafii pw. Ducha Świętego we Wrześni. Ten właśnie duszpasterz, ks. Przemysław Książek, który najpierw zaproponował, by iść pieszo do Częstochowy, jeszcze w ramach tak zwanej archidiecezjalnej pielgrzymki promienistej. To bodajże był rok 1981. Po roku ksiądz zaproponował młodzieży, która zaczęła się wokół niego gromadzić, aby zaangażowała się w spotkania, które z biegiem czasu przekształciły się w spotkania oazowe. W 1982 roku wyjechałem na moje pierwsze w życiu rekolekcje, na pierwszy stopień Oazy Nowego Życia do Suchej w Borach Tucholskich, gdzie moderatorami prowadzącymi rekolekcje byli ksiądz Ryszard Pruczkowski i ksiądz Jan Broda. Ksiądz Ryszard jest obecnie proboszczem w parafii pw. Bożego Ciała w Bydgoszczy, a ks. Jan niedaleko Wronczyna, w parafii w Jerzykowie.

To są moje początki, w 1982 roku pierwszy stopień, w 1983 drugi stopień ze śp. ojcem Czesławem Chabielskim, jezuitą, który odpowiadał za przebudowane i przerobione na ośrodek religijno-oazowy gospodarstwo w Suchej. Po roku, w 1984 roku trzeci stopień oazy w Pobiedziskach, a właściwie w Polskiej Wsi u sióstr Sacre-Coeur, gdzie prowadzącymi rekolekcje byli ks. Karol Kaczor, dzisiaj proboszcz w Skokach i ks. Stanisław Talaczyński, obecnie proboszcz w Żninie. To pewnie tyle, chociaż pamiętam jeszcze w zimie na przełomie roku 1984 i 1985 Kurs Oazowy dla Animatorów w Janikowie prowadzony przez ówczesnego moderatora diecezjalnego ks. Andrzeja Jaskułę. Później była przerwa w mojej formacji, bo wyjechałem na studia do Poznania, chociaż oaza w parafii nadal działała – pamiętam, że spotkania były w każdy piątek. Co roku była też pielgrzymka z grupą błękitną, która wyruszała z Wrześni. Skończyła się szkoła średnia, rozpocząłem studia na Politechnice Poznańskiej i w zimie 1985/86 byłem w Brzegach koło Bukowiny Tatrzańskiej, bodajże na Oazie Rekolekcyjnej Animatorów. Tak właściwie moja formacja młodzieżowa się skończyła. W roku 1987 byłem animatorem na rekolekcjach w Tłukomach w okolicach Górki Klasztornej. Tłukomy należały do parafii Bługowo, gdzie wtedy proboszczem był ks. Jan Broda, z ks. Franciszkiem Jabłońskim jako klerykiem, a po latach doszliśmy do tego, że uczestnikiem tych rekolekcji był ks. Sławomir Rachwalski.

Od 1988 roku rozpoczęła się formacja seminaryjna, w ramach której włączyłem się w klerycką grupę oazową i już po pierwszym roku uczestniczyłem jako kleryk w pierwszym stopniu oazy w Janikowie. Tak wyglądało moje przygotowanie do pracy z Domowym Kościołem, którą rozpocząłem już w mojej pierwszej parafii po święceniach, gdy do mojego ówczesnego proboszcza ks. Przemysława Książka, w 1994 lub 1995 roku przyszło małżeństwo, które poprosiło o opiekę nad kręgiem. Tak wygląda historia mojej drogi do Oazy Rodzin, czyli Domowego Kościoła.

W kolejnych parafiach też był Domowy Kościół?

Moja przygoda z Domowym Kościołem rozpoczęła się właśnie od pierwszej parafii, później była druga parafia w Szubinie. W Szubinie chyba najwięcej nauczyłem się, czym jest Domowy Kościół, głównie dzięki świadectwu i można powiedzieć „delikatnej nauce” – bo to nigdy nie było z przymusem, a raczej podpowiadanie – Gabrysi i Jacka Andruszkiewiczów z Szubina, którzy byli parą rejonową i mnie poprosili o pełnienie posługi moderatora rejonowego. Tam byłem wikariuszem przez 4 lata i od 2000 roku biskup przeniósł mnie do Gniezna, do parafii bł. Bogumiła, gdzie pracowałem przez 7 lat i próbowałem założyć krąg DK. W Szubinie krąg już istniał, można powiedzieć, że reaktywował się taki obumarły krąg, którym się zaopiekowałem, a w Gnieźnie kręgi były zakładane od początku, najpierw jeden, później drugi. Nie zapomnę moich pierwszych rekolekcji prowadzonych dla Domowego Kościoła. Było to dosyć późno od rozpoczęcia posługi dla Domowego Kościoła, bo w 2001 roku, czyli już po odejściu z Szubina. Prowadziłem wtedy co roku letnie rekolekcje, najpierw pierwszy stopień, później drugi w Brzostowie na Krajnie, w 2003 roku prowadziłem rekolekcje tematyczne w Górce Klasztornej z Gabrysią i Jackiem Andruszkiewiczami, tak samo w następnym roku z Zosią i Leszkiem Trzeszczyńskimi.

Wtedy też, bo to jest ważna data, 25 marca 2004 roku, gdy decyzją papieża Jana Pawła II powstała diecezja bydgoska i „stara” archidiecezja gnieźnieńska została „nową” archidiecezją gnieźnieńską już bez Bydgoszczy trzeba było rozpocząć poszukiwania nowej pary diecezjalnej i nowego moderatora diecezjalnego DK. Szczegółów tych poszukiwań nie pamiętam, jedynie sam fakt, że wtedy Gabrysia i Jacek Andruszkiewicze, którzy byli wtedy parą filialną, przyjechali do ks. biskupa Bogdana Wojtusia. Mnie też poproszono na to spotkanie, to chyba był początek kwietnia 2004. Gabrysia z Jackiem wtedy zaproponowali Zosię i Leszka Trzeszczyńskich jako parę diecezjalną i mnie jako moderatora diecezjalnego. Ja troszkę zaoponowałem, mówiąc o nie stawianiu księdza biskupa przed faktem dokonanym i że trzeba to rozeznać. Tak też się stało, ks. biskup „zaciągnął języka” i pytał różnych osób o radę i od tego czasu mija 10 lat, jak jestem moderatorem diecezjalnym Domowego Kościoła w archidiecezji gnieźnieńskiej.

Jak po dziesięciu latach posługi jako moderator diecezjalny DK patrzy ksiądz na Ruch w naszej diecezji?

W tym czasie powstała diecezja bydgoska i stara archidiecezja gnieźnieńska stała się nową archidiecezją gnieźnieńską. Przez to w ramach Ruchu potrzebna była praca od początku, ponieważ motorem napędowym Domowego Kościoła w starej archidiecezji gnieźnieńskiej było miasto Bydgoszcz i tam działające kręgi. W nowej-starej archidiecezji gnieźnieńskiej największym miastem jest Inowrocław, który ma ok. 80 tys. mieszkańców, drugim miastem jest Gniezno – ok. 70 tys. mieszkańców. To są główne centra Domowego Kościoła. Z biegiem czasu trzecim centrum, pewnie dzięki Opatrzności Bożej została Chodzież.

Widzę niesamowity rozwój. Początki były takie bardzo delikatne, ostrożne. Były zachęty, ale nie było specjalnego rozwoju. W ostatnich latach to się mocno zmieniło. Nowe małżeństwa włączają się do Domowego Kościoła i powstają nowe kręgi.

Niedawno został też ksiądz proboszczem.

Niedawno to może nie, bo dokładnie 6 lutego 2011 roku, czyli minęły już 3 lata, odkąd objąłem parafię pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Wronczynie. Mój poprzednik, ks. proboszcz Zbigniew Walczak został odwołany przez Pana Boga z tego świata 26 grudnia 2010 roku, wtedy ks. biskup Bogdan Wojtuś zaproponował mi posługę tutaj w charakterze proboszcza, co zostało potwierdzone dekretem ks. arcybiskupa Józefa Kowalczyka, prymasa Polski. Parafia jest niezbyt duża, jest w niej 1122 mieszkańców. Jest to parafia popegeerowska, składająca się z dziesięciu wiosek, dość uboga. Duże nadzieje wiążę z tym, że w parafii powstaje dużo nowych domów budowanych przez ludzi młodych czy dość młodych, którzy sprowadzają się tutaj z Poznania. Niestety, pomimo podejmowanych kilkukrotnie prób, wygłaszanych w niedziele świadectw i osobistych zachęt na kolędzie nie ma chętnych do kręgów Domowego Kościoła. W „starych” parafiach przypuszczam, że jest to niemożliwe, aby stworzyć nowy krąg, ponieważ ciągle dowiaduję się, że kolejne osoby są ze sobą spokrewnione. W takich warunkach trudno o wymaganą szczerość na spotkaniach kręgu, zresztą zachęca się, aby w kręgu nie było osób ze sobą spokrewnionych, by tej szczerości nie blokować.

Czy formacja oazowa oraz lata doświadczeń z Domowym Kościołem przydają się w codziennej pracy proboszcza?

Trudno mi powiedzieć. Na pewno formacja młodzieżowa była mi potrzebna, abym wiedział, jak pracować z Domowym Kościołem. Współpraca z małżeństwami natomiast niesamowicie pomaga w pracy duszpasterskiej i pracy proboszcza. Może nawet nie w samej parafii, ale ta współpraca jest pomocna mnie samemu, szczególnie przydaje się w kontakcie z małżeństwami w parafii, w zrozumieniu problemów małżeńskich czy podejściu do małżeństw. Sam nie mam rodziny, moje doświadczenia są z domu, z którego ja wyszedłem czy z domów mojego rodzeństwa. Dla mnie jest to bardzo wielka pomoc.

Niestety jeśli chodzi o mnie, to widzę, że praca proboszcza utrudnia zaangażowanie w Domowy Kościół. Sam się temu dziwię, zawsze myślałem, że jako wikariusz mam mniej czasu ze względu na różne zadania, ale z perspektywy widzę, że miałem wtedy więcej czasu dla Domowego Kościoła. Ubolewam nad tym, że jako proboszcz już tak nie żyję sprawami Domowego Kościoła na szczeblu diecezjalnym, pozostawiając główne prace parze diecezjalnej, oczekując jedynie przekazywania informacji. Ja śmiejąc się mówię, że się bardzo sproboszczowałem. Po prostu żyję moją parafią, sprawy parafii trochę mijają się ze sprawami Domowego Kościoła. To są często sprawy materialne, dbanie do budynek kościoła, zabieganie o remonty itd.

Jakie widzi ksiądz zadania dla małżeństw formujących się w Domowym Kościele?

Cieszę się, że Domowy Kościół tak się rozwija, a szczególnie, że rozwijają się małżeństwa. Po dziesięciu latach formacji są już małżeństwa, które biorą odpowiedzialność za wspólnotę. To są te małżeństwa, które nie znają sytuacji, w której główną lokomotywą była Bydgoszcz. Oczywiście dobrze byłoby, gdyby te nasze bydgoskie korzenie nie były zapomniane.

Niezmiernie ważne jest, aby w dzisiejszych czasach, w których dostrzegana jest mocna laicyzacja, bardzo mocne zeświecczenie i wchodzenie pseudo-dobrych ruchów, orientacji czy spraw dotyczących człowieka, aby małżeństwa w jakichkolwiek ruchach kościelnych mogły budować trzon podstawowych wartości. Domowy Kościół na pewno jest jednym z lepszych, prężnie rozwijającym się ruchem małżeńskim i chyba jednym z najsilniejszych w Polsce. Oby umacniał polskie rodziny. Tego właśnie bym sobie życzył, aby małżeństwa, które należą do Domowego Kościoła nie rezygnowały z rozwoju pomimo przeciwności i zarażały dobrymi wartościami wszystkie inne małżeństwa w otoczeniu.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.